Opóźnienia na rozlicznych budowach to coś zupełnie normalnego, do czego sami pracujący w budownictwie już dawno zdążyli się przekonać. Szczególnie jednak w ostatnim czasie widać, że większość terminów założonych jeszcze przed rozpoczęciem budowy autostrady czy stadionu narodowego to pobożne życzenia i chęć zbicia kapitału politycznego czy próba budowania wizerunku instytucji zamawiającej jako zdolnej do błyskawicznego wywiązania się ze swoich planów, aniżeli realne założenia firm odpowiedzialnych za budowę. Często więc termin oddania ostatecznie zbudowanego stadionu czy odcinka drogi ekspresowej odkładany jest najpierw o kilka krótkich miesięcy, potem o kolejnych kilka i w ten sposób bez większego problemu udaje się skutecznie uniemożliwić sobie spłatę kredytu. Mało które firmy startujące w przetargu na budowę zleconego zadania są w stanie pokryć całkowicie koszty, które na siebie biorą. Oczywiście do budowania dla państwa albo danego samorządu ustawiają się zawsze setki chętnych firm, albowiem nie ma pewniejszego pracodawcy niż publiczny zleceniodawca. Ale najpierw trzeba samemu wywiązać się ze wszystkim wymogów kontraktowych a to oznacza wielki nakład siły fizycznej i finansów – w czym pomagają banki. Te jednak oczekują spłaty zgodnie z terminem ustalonym w umowie i żadnych odstęp nie tolerują.